Miasto to nie beton, lecz ludzie – Magdalena Milert z Pieing o empatii w architekturze

Magdalena Milert - foto Adrianna Sołtys Fotografia

Dla kogo jest miasto? To pytanie – choć wydaje się oczywiste – wciąż pozostaje aktualne. Magdalena Milert, prowadząca profil Pieing, od lat pokazuje, że architektura to nie tylko budynki, ale przede wszystkim relacje – między ludźmi, przestrzenią i codziennością. Architektka, urbanistka i edukatorka miejska w prosty, a zarazem poruszający sposób uczy, że dobre miasto to takie, w którym każdy może czuć się zauważony. Z okazji Bydgoskich Dniach Projektowych 2025, podczas których Milert wystąpi zarówno w panelu Re: w architekturze, jak i na spotkaniu autorskim swojej książki „Dla kogo jest miasto?”, rozmawiamy o odpowiedzialności twórców, ponownym wykorzystaniu przestrzeni i o tym, dlaczego miasto – tak jak ludzie – nieustannie się zmienia.

Marcin Kieliszek, PLNDesign.pl: Z wykształcenia jesteś architektką i urbanistką, a jednocześnie prowadzisz popularny blog i profil „Pieing”. Jak wyglądała Twoja droga zawodowa od studiów do stania się internetową edukatorką miejską?

Magdalena Milert, Pieing: Po studiach pracowałam w pracowniach, biurach projektowych – pewnie jak większość absolwentek i absolwentów. To jest jednak bardzo stresująca praca, a do tego bez bezpiecznego zaplecza – nie ma umów o pracę, jest za to duża presja na bezbłędność, efektywność i zaangażowanie. Mój organizm tego wszystkiego nie wytrzymał, zaczął to symbolizować nerwobólami i szybko się okazało, że muszę odpocząć na L4. To było długie zwolnienie, ale pozwoliło mi na przemyślenie tego, co chcę robić.

Już na studiach prowadziłam dość dobre notatki, które systematycznie wrzucałam do internetu (na bloga, według podejścia, że wiedzą trzeba się dzielić). W międzyczasie pracowałam też jako graficzka, robiąc social media w różnych firmach – to doświadczenie zaowocowało pojawieniem się Pieing jako konta edukacyjnego. Przy tym warto dodać, że to był proces, nie stało się to z dnia na dzień i ciągle się tego uczę, bo świat i social media się zmieniają.

Magdalena Milert - foto Adrianna Sołtys Fotografia
Magdalena Milert – foto Adrianna Sołtys Fotografia

M.K: Wspomniałaś o momencie zwrotnym, który pozwolił Ci spojrzeć na zawód architektki z innej perspektywy. Czy był w Twojej karierze projekt lub doświadczenie, które szczególnie Cię ukształtowało i sprawiło, że postanowiłaś działać na rzecz lepszych miast?

M.M: Zdecydowanie był to czas na zwolnieniu, kiedy szef zadzwonił, czy bym przypadkiem nie popracowała z domu. Do tego coraz mocniej zagłębiałam się w różnego rodzaju literaturę, magazyny branżowe, ale raczej te spoza nurtu – pokazały, że można inaczej myśleć o architekturze, wyrwać się z kapitalistycznego podejścia wpajanego przez szefów i inwestorów. Krytyka współczesnej architektury, będącej bezmyślnym pomnikiem kapitału, była też dobrze przyjęta przez zwiększającą się grupę odbiorców. Media interesowało też tłumaczenie, z czego wynikają współczesne procesy „wytwarzania” architektury, czułam, że mam przestrzeń, którą można wypełnić opowieścią.

M.K: Wiele osób z branży doświadcza podobnych dylematów, ale nie każda potrafi je przełożyć na zmianę kierunku zawodowego. Jakie wyzwanie zawodowe wspominasz jako najtrudniejsze i czego Cię ono nauczyło?

M.M: Wydaje mi się, że kształtuje nas ogół wydarzeń, nie tylko tych zawodowych. Dla mnie najtrudniejsze było dojście do wniosku, że większość pracowni nie zapewnia bezpieczeństwa pracownikom, króluje kultura ciągłej pracy, bez granic (to swoją drogą pojawia się już na studiach). Za moich czasów nie mówiło się też za wiele o zdrowiu psychicznym. Jeśli jednak mam wskazać jedno wyzwanie, to byłaby to praca w fundacji LAB 60+, jeszcze na studiach i edukacja o tym, jak projektować miejsca dla seniorów. Opiekując się babcią i znając te wymagania projektowe, frustrowało mnie, że nowa architektura nie spełnia wymagań, a ja sama dokładam do tego kolejne cegiełki, reprodukując złe wzorce w nowych projektach. Jako młoda projektantka nie ma się siły przebicia czy to u szefa a tym bardziej u inwestora.

M.K: To bardzo dojrzała refleksja, zwłaszcza jak na początek kariery. A czy w tym czasie były osoby lub idee, które szczególnie Cię inspirowały? Mentorzy, nazwiska, które wpłynęły na Twoją wizję projektowania miast?

M.M: Głównie książki, Pełnia architektury (Walter Gropius), Miasto szczęśliwe. Jak zmienić nasze życie, zmieniając nasze miasta (Charles Montgomery), Walka o ulice. Jak odzyskać miasto dla ludzi (Janette Sadik-Khan, Seth Solomonow), Śmierć i życie wielkich miast Ameryki (Jane Jacobs), Seria „Synchronizacja”, Deliryczny Nowy Jork. Retroaktywny manifest dla Manhattanu (Rem Koolhaas).

M.K: Wspomniałaś o tym, jak ważne jest mówienie o architekturze w przystępny sposób. A przecież właśnie to robisz na swoim profilu Pieing, który obserwują dziesiątki tysięcy osób. Skąd wzięła się ta nazwa i czy czujesz się odpowiedzialna za edukowanie tak szerokiego grona odbiorców? Co daje Ci największą satysfakcję w prowadzeniu tego projektu?

M.M: Odpowiedzialność brzmi bardzo poważnie – raczej nie czuję się odpowiedzialna za edukację, bardziej za swoje treści, to o czym mówię, a także za sekcję komentarzy. Najprościej mówiąc – po prostu dbam, żeby było jakieś miejsce w internecie, które będzie wartościowe, nie będzie kolejnym AI slopem.

M.K: Właśnie ta autentyczność i Twoje podejście do ludzi sprawiają, że wiele osób postrzega Cię jako głos zdrowego rozsądku w rozmowie o miastach. Jak wyobrażasz sobie idealne miasto – takie, w którym każdy czuje się dobrze i nikt nie jest wykluczony?

M.M: Miejsce bez wykluczenia to utopia, nie ma i nie będzie takiego miejsca. Możemy dążyć jednak do stworzenia miasta, dzielnicy, które nie będą dyskryminować najbardziej wrażliwych grup społecznych: osób starszych, z niepełnosprawnościami, dzieci, młodych rodziców itp. To dla nich przede wszystkim powinno niwelować się bariery i tworzyć przestrzenie, które pozwalają na bezpieczne poruszanie się. To oznacza usuwanie krawężników, schodów, przejść podziemnych i kładek, wielkich, ciężkich drzwi, zapewnienie cienia, zieleni, ławek, toalet, transportu publicznego no i mieszkań dostępnych.

M.K: To bardzo dojrzałe spojrzenie – i jednocześnie niezwykle praktyczne. A czy jest jakieś miasto w Polsce lub na świecie, które stanowi dla Ciebie inspirację? Takie, z którego podejścia do planowania przestrzeni moglibyśmy coś naprawdę wynieść?

M.M: Nie ma i nie powinniśmy podążać taką ścieżką myślową. Dlaczego? Bo każde miasto jest inne – ma inny kontekst kulturowy, uwarunkowania, budżet i możliwości. Najlepszym przykładem jest tzw. efekt Bilbao, czyli próba powielenia sukcesu hiszpańskiego miasta, ale bez rozpoznania całego spektrum działań. Wiele miejsc pomyślało, że przepisem na sukces jest postawienie muzeum w zdegradowanej dzielnicy. Zapomnieli jednak, że muzeum Guggenheima, które zlokalizowano w Bilbao, było zwieńczeniem wielu działań.

M.K: Wspominasz o różnorodności miast i o tym, że nie istnieje uniwersalny przepis na sukces. A przecież w centrum każdego miasta są ludzie. Jak zachęcić mieszkańców do współtworzenia swojego otoczenia i brania udziału w decyzjach o przestrzeni? Czy dostrzegasz, że społeczeństwo staje się bardziej świadome w tych kwestiach?

M.M: Dać ludziom przestrzeń – dosłownie i w przenośni. Umożliwić im zabranie głosu, ale też potraktować ten głos poważnie. Partycypacja nie może być fasadowa, a konsultacje tylko odhaczonym punktem projektu. Warto badać potrzeby różnych grup, nie tylko tych, które najgłośniej krzyczą. Dopiero wtedy można mówić o prawdziwym współtworzeniu miasta. I tak – świadomość społeczna rośnie – mieszkańcy coraz częściej domagają się realnego wpływu na decyzje dotyczące ich otoczenia, a to bardzo dobry znak…

M.K: I właśnie o tych relacjach między ludźmi a przestrzenią będziesz mówić podczas Bydgoskich Dni Projektowych. W tym roku weźmiesz udział zarówno w panelu dyskusyjnym, jak i w spotkaniu autorskim poświęconym Twojej książce „Dla kogo jest miasto?”. Powiedz – czy w 2025 roku polskie miasta wciąż muszą zadawać sobie to pytanie? Dla kogo właściwie są tworzone?

M.M: Muszą – zarówno dziś, jak i jutro i w kolejnych latach. Potrzeby się zmieniają, rzeczywistość też, nie ma skończonej, dopasowanej wizji miasta – gdyby tak było, to nigdy byśmy nie wyszli z czasów antyku! Każde pokolenie musi na nowo zadać sobie pytanie, dla kogo jest przestrzeń, w której żyjemy i kto ma prawo ją współtworzyć. Dla jednych będzie to kwestia równego dostępu do usług i przestrzeni publicznych, dla innych – swojego indywidualnego komfortu. To pytanie dotyczy więc nie tylko urbanistyki, ale też relacji społecznych, polityki mieszkaniowej, ekonomii i codziennych nawyków. Właśnie wokół tych wątków koncentruje się moja książka – bo miasto nie jest neutralne. Zawsze komuś sprzyja bardziej, a komuś mniej.

Magdalena Milert - książka „Dla kogo jest miasto? Jak stworzyć przestrzeń, która o nas dba”
Magdalena Milert – książka „Dla kogo jest miasto? Jak stworzyć przestrzeń, która o nas dba”

M.K: Podczas wydarzenia weźmiesz też udział w panelu „Re: w architekturze”, który skupia się na idei ponownego wykorzystania przestrzeni, budynków i materiałów. Czy Twoim zdaniem to realny kierunek rozwoju, czy raczej idealistyczna wizja, która wymaga zmiany myślenia całej branży?

M.M: Nie jestem wielką optymistką, bo wciąż łatwiej i taniej jest coś wyburzyć niż naprawić. Dopóki ekonomia będzie premiować nowe inwestycje, a ochrona architektury – także tej powojennej czy współczesnej – pozostanie wybiórcza, dopóty ponowne wykorzystanie przestrzeni i materiałów będzie raczej wyjątkiem niż normą. Żeby coś się zmieniło, potrzebna jest nie tylko zmiana myślenia w branży, ale też systemowe wsparcie: od polityki podatkowej po prawo budowlane.

M.K: To niezwykle ważna refleksja – zwłaszcza w kontekście tematu całych Bydgoskich Dni Projektowych. Na koniec zapytam więc przewrotnie: jak zachęciłabyś osoby niezwiązane zawodowo z architekturą, by przyszły na Twoje spotkanie? Co mogą z niego wynieść?

M.M: Nie jestem specjalistką od self-marketingu, ale mogę powiedzieć, że jeśli ktoś potrzebuje znaku, żeby coś zmienić w swoim podejściu do tworzenia i projektowania, to może to jest właśnie on?

M.K: Trudno o lepsze podsumowanie. Rozmowa z Tobą pokazuje, że miasto to nie tylko architektura, ale przede wszystkim ludzie i ich codzienne doświadczenia. Twój głos – szczery, merytoryczny i zaangażowany – to przypomnienie, że o przestrzeni warto rozmawiać nie tylko w kontekście estetyki, lecz także empatii i odpowiedzialności. Bardzo dziękuję Ci za rozmowę!

M.M: Również dziękuję i do zobaczenia na Bydgoskich Dniach Projektowych 2025 oraz social mediach Pieing.

Kim jest Magdalena Milert?

Magdalena Milert to absolwentka Politechniki Śląskiej. Architektka, Urbanistka, członkini krakowskiej MKUA. W swoich social media jako @pieing [wymowa: pajing jak ang. ciastko = pie + ing ] opowiada o gospodarce przestrzennej, architekturze, urbanistyce oraz psychologii przestrzeni.

Propaguje dobry miejski UX. Podkreśla, że miasto ma być zrobione porządnie i dostępne dla wszystkich, a także zaadaptowane do zmian klimatycznych. Wyróżniona w Kobietach Forbes Women 2021, autorka książki „Dla kogo jest miasto? Jak stworzyć przestrzeń, która o nas dba”.

Zobacz również: