Kiedy Magdalena Podolecka, licencjonowana terapeutka KASSAJI i znawczyni medycyny chińskiej, szukała architekta do swojego gabinetu przy Zwierzynieckiej 28, miała jasno sprecyzowane oczekiwania. Żadnego chaosu, żadnych rozpraszaczy. Przestrzeń, która sama w sobie będzie terapią. Michał Szuba z pracowni MSDL Michał Szuba Design LAB podjął wyzwanie – i stworzył coś, o czym pacjenci mówią „oaza spokoju w centrum miasta”.
Japonia na 43 metrach kwadratowych
Wyobraźcie sobie zadanie: na powierzchni typowego mieszkania zmieścić gabinet zabiegowy, gabinet konsultacyjny, poczekalnię i łazienkę. I to wszystko ma wyglądać przestronnie! Michał Szuba sięgnął po sprawdzoną inspirację – japońskie wnętrza, gdzie prostota jest luksusem, a pustka ma swoją wartość.
Biel, ciepłe beże, drewno. Nic więcej. Brzmi nudno? A jednak działa! Pacjenci wchodzą spięci, wychodzą zrelaksowani – i to jeszcze przed zabiegiem.
Szklana ściana i ukryte drzwi – minimalizm w praktyce
Architekt zastosował kilka sprytnych trików. Poczekalnia płynnie przechodzi w gabinet konsultacyjny dzięki szklanej ścianie. Z jednej strony optyczne powiększenie przestrzeni, z drugiej – poczucie otwartości, które działa kojąco.
Prawdziwy majstersztyk to przejście między gabinetami. Drzwi? Jakie drzwi? Są kompletnie niewidoczne, wtopione w drewnianą okładzinę ściany. Wykonane na zamówienie, wysokie na 240 cm – są subtelnie ukryte. To nie tylko efekt wizualny – brak widocznych podziałów sprawia, że przestrzeń wydaje się większa niż w rzeczywistości.
Diabeł tkwi w detalach
Okna od południa? Normalnie recepta na piekło w lecie. Ale Michał Szuba przewidział drewniane żaluzje, które nie tylko chronią przed słońcem, ale też wpisują się w japońską estetykę. Wentylacja mechaniczna z odzyskiem ciepła i klimatyzacja ukryte tak, że ich nie widać – bo przecież nic nie może zakłócać czystości wnętrza.
Podłoga to akustyczna wykładzina PVC. Praktyczna decyzja – w gabinecie medycznym łatwo o rozlanie płynów, a cisza jest na wagę złota.
Wyzwanie: wszystko albo nic
„Wyzwaniem było przede wszystkim zagospodarowanie tylu funkcji w tak małym metrażu” – przyznaje architekt. Do tego zastany układ okien, przyłącza, konstrukcja budynku. Zero pola manewru, maksimum wymagań.
Najtrudniejsze okazało się zaprojektowanie sufitu z wentylacją mechaniczną tak, żeby wyglądał estetycznie. W minimalistycznym wnętrzu każda kratka wentylacyjna rzuca się w oczy.

Tło dla przemiany ciała i ducha
Pani Magdalena marzyła o wnętrzu, które będzie „tłem do tego, co najważniejsze – przemiany ciała i ducha”. I właśnie to otrzymała. Gabinet nie rozprasza, nie męczy wzroku. Jest jak czysta karta.
„Klienci mówią o tym miejscu: oaza spokoju w centrum miasta” – wspomina terapeutka. W czasach, gdy wszędzie pędzi się i hałasuje, taka przestrzeń to prawdziwy luksus.
Michał Szuba udowodnił, że minimalizm to nie chłód i pustka. To świadomy wybór tego, co naprawdę potrzebne. W przypadku gabinetu medycznego – przestrzeń, która leczy samą swoją obecnością. 43 metry kwadratowe, które działają jak balsam na zmęczone miejskim życiem dusze. I choć realizacja powstała 3 lata temu, nadal wygląda tak świeżo, jakby wykończono ją wczoraj – dowód, że prawdziwy minimalizm się nie starzeje.
Zobacz również:
- Kamienica z duszą i nowoczesną energią. Tak pracuje dziś projektantka z Pabianic
- PIXEL XL w Katowicach – neonowa podróż do świata gier lat 80. i 90.